Są takie rzeczy w życiu, których nie życzy się nawet wrogowi – śmierć psa, zwolnienie z pracy, pusta rolka papieru toaletowego i rozstanie. Tak, rozstanie. Ten kto przeżył zna powagę sprawy – niespodziewanie rozjeżdża Cię walec a od społeczeństwa dostajesz ikeową instrukcję ‘złóż się sam’. Niektórzy składają się z pomocą innych i po kilku dniach są już w nowym związku. Inni topią smutki jednocześnie rozlewając resztki na instrukcje, więc w gruncie rzeczy to też samego procesu nie ułatwia.
Obojętnie czy zostajesz porzucony czy decydujesz się odejść, zawsze boli. W jednej chwili czujesz, że to już koniec. Jesteś tak oszołomiony, ze nie masz pewności co dalej – płakać, walczyć czy sprawdzić w kalendarzu czy to nie 1 kwietnia?
Naturalnie zawsze stajemy w obronie porzuconego, nie szczędząc gorących słów drugiej stronie. Nawet nie zadajemy sobie trudu, żeby postawić sobie pytania ‘jak bardzo musiało być źle, żeby posunąć się do takiej decyzji?’. Z automatu ma kochankę, nie ma serca i w ogóle ukrzyżować go. Nie chcę nikogo usprawiedliwiać, wiem tylko że nikt nie odchodzi bez powodu. Zdaje sobie również sprawę z tego, że nikt nie zasługuje na taki cios jakim jest rozstanie. Ofiary są zawsze po obu stronach barykady.
Rozstania są destrukcyjne, to fakt którego nie można podważać. Jednak bardziej destrukcyjne jest trwanie w dziwnych układach. Zdarza się po prostu, że pewne rzeczy nie działają. Możecie rozstawać się i wracać do siebie 45836 razy, możecie czytać najmądrzejsze poradniki i rozmawiać z najbardziej doświadczonymi ludźmi. Czasami jednak warto zadać sobie pytanie czy jest o co walczyć. Czy opłaca się wracać po to, żeby przeżyć miesiąc miodowy, po którym jak bumerang wrócą stare problemy? Co ciekawe zazwyczaj od razu nasuwa się odpowiedź, dopiero chwilę później formujemy odpowiedź, którą należałoby podać.
xxx Rozstanie to nie zbrodnia, zbrodnią jest dopuszczenie do takiego stanu, że rozstanie jest jedynym rozwiązaniem xxx
Bang! Nadchodzi ten moment, kiedy wszystko się kończy i nie widać szans na to, że jeszcze kiedykolwiek będzie lepiej. Co wtedy? Wtedy przechodzimy przez różne etapy:
Chciałabym zakończyć optymistycznie, może nawet rzucić tekstem ‘po burzy zawsze wychodzi słońce’ albo równie ambitnym ‘czas leczy rany’ lub innym głębokim wnioskiem. Może jednak nie. Nie ma wątpliwości, że rozstania to parszywa sprawa, najgorsza na świecie i łzy cisną się do oczu kiedy tylko przypominasz sobie jego twarz. Całe miasto pachnie wspomnieniami i nawet wasza ulubiona kawiarnia straciła klimat od kiedy chodzisz tam sama. Zdaje mi się jednak, że kiedyś będzie lepiej, że nadejdzie czas gdy się zdystansujesz, zaczniesz wyciągać wnioski, miniesz go na ulicy i z ulgą na sercu pomyślisz ‘nic już nie czuje’.